Polowanie na zorze polarną

Zorza polarna nad Islandią. Jest to jeden z głównych powodów przyjazdu turystów w sezonie zimowym na równi z jaskiniami lodowymi.

Prowadzę wycieczki obejmujące szukanie zorzy i zauważyłam niektóre oczekiwania: całe niebo jarzące się neonowe zielenią i tańcząca zorza przez całą noc od wyjścia z autobusu. Brzmi jak bajka. Rzeczywistość jest jednak trochę inna, więc ludzie widząc jedną małą smugę zielonego światła na horyzoncie przez minutę po kilku godzinach czekania są dość często rozczarowani.

Czasem czekamy pół nocy by zobaczyć małą smugę na niebie

Kilka razy zależało mi na dobrych zdjęciach na stronę internetową i bloga. Teraz zrobiłam małą listę z kilkoma przykładami jak skończyło się moje dotychczasowe polowanie na zorze. Zaczynamy:

Runda pierwsza: 2016 rok. Wycieczka do Thorsmork w lutym. Absolutny brak zanieczyszczeń światłem, czyste niebo, prognoza zorzy 4/9 (silna) na następne kilka dni. Wyglądaliśmy na zewnątrz co kilka minut otoczeni przez straszące nas lisy polarne przez dwie noce. Zorza? Nope.

Zorza w centrum Reykjaviku, żeby Was tu jeszcze zatrzymać 🙂

Runda druga: We wrześniu tego roku zanotowano jedne z silniejszych burzy magnetycznych na słońcu. W pewnym dniu koło południa prognoza zorzy dochodziła do 9/9, czyli lepiej być nie może. Nasłuchałam się legend o tym jak wygląda 9/9, podobno raz była widoczna w ciągu dnia jako pomarańczowe tańczące smugi na niebie. Bardzo nakręcona złapałam kuzynkę, przygotowałam jeepa do całonocnego czekania. Pojechaliśmy na południe na półwysep Reykjanes, gdzie nie było chmur. Brak chmur to główny czynnik warunkujący czy wycieczka pójdzie czy będzie odwołana. Zorza za chmurami to jakby oglądać sztukę w teatrze z zasłoniętą kurtyną. Znalazłyśmy fantastyczne miejsce tuż nad jeziorem, w razie gdyby się pojawiła to odbiłaby się w wodzie. Po kilku godzinach nie aktywność spadła do… 1/9 i zaczęły nadciągać chmury. Dość rozczarowane postanowiłyśmy wracać. I tu pojawił się problem z wąskimi dróżkami prowadzącymi nad jezioro… nie chciałam wycofywać auta przez kilka kilometrów, więc podjechałam do przodu, żeby je ładnie nawrócić. Coś co wydawało mi się w ciemnościach drogą okazało się deltą rzeki… w której zakopałam auto po osie. O północy. Trochę pracy łopatą i blokowanie wszystkich kół uwolniło auto, po czym wróciłyśmy do Reykjaviku. Przy odwożeniu Ewy do domu na niebie nieśmiało pojawiła się smuga, żeby za chwilę zniknąć.

Kolor zorzy zależy od określonego gazu i wysokości na jakiej występuje

Runda trzecia: kilka dni po niedoszłym 9/9 prognoza znowu wyglądała dobrze: 7/9 i bezchmurne niebo nad Wielorybim Fiordem na północ od Reykjaviku. Znowu zabrałam kuzynkę ze znajomym i tym razem wiedziałam, żeby nie wjeżdżać w wąskie dróżki. Ustaliliśmy 10 minutowe dyżury na zewnątrz auta. W tym dniu pojawiła się na dwie minuty, więc zanim wygramoliliśmy się ze statywami z auta było już po wszystkim. Kolejna nauczka: Być zawsze gotowym.

Kolejne polowanie było bardzo udane: zobaczyłam smugę i zamiast do domu, pojechałam prosto z pracy w okolice latarni morskiej w Seltjarnarnes (praktycznie w dalszym ciągu Reykjavik) do której mam praktycznie 3 minuty. Efekty jak niżej:

Na kolejnej wycieczce zorza się pojawiła pięknie, ale pół godziny wcześniej podmuch wiatru przewrócił mi statyw i rozbił aparat. Znowu zero zdjęć.

I teraz perełka. Ostatnia sobota. Armann stwierdził, że przydałoby się więcej zdjęć lodowca na stronę. Podjęliśmy szybką decyzję: jedziemy rozbić namiot na lodowcu, to rano nam odpadnie dojazd i marsz. O 2 w nocy dojechaliśmy na parking a po pół godzinie zaczęliśmy wspinać się na lodowiec w kompletnych ciemnościach. Armann szedł pierwszy, ja za nim. Znaleźć ścieżkę na lodowcu w nocy to trochę jak chodzić w nocy po labiryncie z żywopłotu. Tylko zamiast być w środku jesteś na czubku krzewu i przy chwili nieuwagi możesz z niego spaść. Po dojściu na płaskowyż postawiliśmy namiot (czyt. Armann rozstawił namiot, ja robiłam zdjęcia), zrobiliśmy sesję namiotu na lodowcu z zorzą polarną w tle odbijającą się od lodu, wypiliśmy lampkę wina (czyt. z butelki, bo przecież nie będziemy nosić ze sobą lampek) i poszliśmy spać.

Przyjeżdżając na Islandię nie warto się nastawiać na zobaczenie zorzy. Albo inaczej: najlepiej jest traktować ją jako dodatek do fajnego wyjazdu. Bonus, a nie nagrodę główną. Wtedy nikt nie wróci z Islandii rozczarowany.

I na koniec: udało się! Jest zorza. Jak jej zrobić zdjęcie? Można zacząć od kilku rad:
1. zdjęcie telefonem nie wyjdzie
2. nie używaj flesza
3. ISO: 800-1600
4. migawka: najlepiej zacząć od 30 sekund i spróbować krócej w zależności od jasności zorzy
5. mf: ustawiony na nieskończoność

Jedna z grup, której się udało zobaczyć zorzę
Zorza polarna nad Laguną Lodowcową

Dodaj komentarz

komentarz